I
Nie ustami
już jednak, lecz duszą.
Chaty w dole
i spłakane pola, towarzyszyły jej co dnia.
Jeszcze raz
spojrzała na tapczan. Dziecko spało..
Utuliła
poduszkami.. Ucałowała..
Teraz już
mogła.. - Poszła na górę..
Ostatni raz
przytuli się jeszcze do jego ramion..
Ale odsunął ją..
Zaczęła więc schodzić.
Schody
uginały się jej pod stopami.
Wirowały w
jakimś dzikim tańcu.
Odpłynęła..
Nie pamiętała już nic.
Potem..
Dziwne.. Znalazła się w górze.
Otaczały ją
dalekie gwiazdy.
Spokój..
Taki wielki spokój..
Wszystko
było obojętne i było jak trzeba.. Ciemność..
Dlaczego nie martwiła się już o dzieci, i
gdzie zginął ból ? Nie wiedziała..
Zawieszona u
nieba, jak choinkowa bańka. Ona..
Jeszcze
jedna gwiazda, na wielkim nieboskłonie.
Czy umarła
już ? – Nie.. Jasność. Białe i zielone
fartuchy..
Goździki w
ręce już obcej, kiedyś kochanego człowieka.
Dziś już nie
jej mężczyzny..
Nie.. Nie
chcę.. Dajcie mi spać.
Tam w górze
było dobrze.. Cicho..
Ciemność.. Tylko gwiazdy..
Chcę
odpocząć.. Chcę nie być.. Spać snem wiecznym..
Nie budźcie
mnie proszę.. Boję się.. Muszę odpocząć..
Tam w górze świeciło słońce..
II
Od czasu,
jak ją bił
Jedynym
bezpiecznym miejscem
Było łóżko..
Chowała się
pod kołdrę,czasem z głową..
Było jej
ciepło i dobrze.
Wierzyła, że
tam, nic złego, nigdy ją nie spotka..
W końcu
nawet wtedy, udawało jej się tam uciec
Uciec w
sen..
Nawet gdy go
udawała..
Wtedy ją nie
budził, zostawiał w spokoju..
A teraz, im
bliżej przeprowadzki, tym bardziej to
wracało.
Wciąż
pamiętała, ile ja kosztowało to
By z tamtąd
uciec..
Przecież musiała przejść aż przez własną śmierć
By w końcu
się wyzwolić..
Wciąż
pamiętała, chwiejące się kwiaty
I
cierpienie, gdy patrzyła na nie
Gdy umierało
jej serce
Gdy sama
była już, tylko jednym bólem i jedną łzą..
Gdy nie
istniała, istniejąc..
Drewniana
ławka i bukiet suszonych kwiatów pod
sufitem
Różowych i
lśniących pięknem łąki..
Ciepło jej
kuchni poruszało ten bukiet
Gdy
wpatrywała się w niego..
I tylko
tyle..
Istniał
świat, dom, dzieci..
I tylko jej
już nie było, choć niby istniała..
Niby
działała normalnie.. Niby żyła..
III
Tracę
rozum.. pomyślała..
Tracę rozum
? Nie..
Ja już go
straciłam..
Straciłam,
gdy nie pragnęłam już
Niczego
oprócz snu..
Gdy tylko
istniał strach i jeszcze chęć trwania..
Gdy żyła już
bardziej wizjami, niż rzeczywistością
Gdy
odpoczynek i sen stał się najważniejszy
I czasem
szukała już tylko zapachów
Tak dawno
minionych..
Przywodzących
na myśl, jakieś chwile
Minionego
szczęścia
Zapomniane,
jak dawny sen..
Jak zwiędłe
dawno kwiaty..
I
wspomnienia..
2010 /2011 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz