poniedziałek, 19 marca 2018



                                                                                      I

 Padał deszcz. Po raz któryś mówiła dziś pacierz..
Nie ustami już jednak, lecz duszą.
Chaty w dole i spłakane pola, towarzyszyły jej co dnia.
Jeszcze raz spojrzała na tapczan. Dziecko spało..
Utuliła poduszkami.. Ucałowała..
Teraz już mogła..  - Poszła na górę..
Ostatni raz przytuli się jeszcze do jego ramion..
Ale odsunął ją.. Zaczęła więc schodzić.
Schody uginały się jej pod stopami.
Wirowały w jakimś dzikim tańcu.
Odpłynęła.. Nie pamiętała już nic.
Potem.. Dziwne.. Znalazła się w górze.
Otaczały ją dalekie gwiazdy.
Spokój.. Taki wielki spokój..
Wszystko było obojętne i było jak trzeba.. Ciemność..
 Dlaczego nie martwiła się już o dzieci, i gdzie zginął ból ? Nie wiedziała..
Zawieszona u nieba, jak choinkowa bańka. Ona..
Jeszcze jedna gwiazda, na wielkim nieboskłonie.
Czy umarła już ? –  Nie.. Jasność. Białe i zielone fartuchy..
Goździki w ręce już obcej, kiedyś kochanego człowieka.
Dziś już nie jej mężczyzny..
Nie.. Nie chcę.. Dajcie mi spać.
Tam w górze było dobrze.. Cicho..
Ciemność..  Tylko gwiazdy..
Chcę odpocząć.. Chcę nie być.. Spać snem wiecznym..
Nie budźcie mnie proszę.. Boję się.. Muszę odpocząć..
Tam w górze świeciło słońce..                                                                                 


                                                                        II

Od czasu, jak ją bił
Jedynym bezpiecznym miejscem
Było łóżko..
Chowała się pod kołdrę,czasem z głową..
Było jej ciepło i dobrze.
Wierzyła, że tam, nic złego, nigdy ją nie spotka..
W końcu nawet wtedy, udawało jej się tam uciec
Uciec w sen..
Nawet gdy go udawała..
Wtedy ją nie budził, zostawiał w spokoju..
A teraz, im bliżej przeprowadzki,  tym bardziej to wracało.
Wciąż pamiętała, ile ja kosztowało to
By z tamtąd uciec..
Przecież  musiała przejść aż przez własną śmierć
By w końcu się wyzwolić..
Wciąż pamiętała, chwiejące się kwiaty
I cierpienie, gdy patrzyła na nie
Gdy umierało jej serce
Gdy sama była już, tylko jednym bólem i jedną łzą..
Gdy nie istniała, istniejąc..
Drewniana ławka i bukiet suszonych  kwiatów pod sufitem
Różowych i lśniących pięknem łąki..
Ciepło jej kuchni poruszało ten bukiet
Gdy wpatrywała się w niego..
I tylko tyle..
Istniał świat, dom, dzieci..
I tylko jej już nie było, choć niby istniała..
Niby działała normalnie.. Niby żyła..

                                                                                 III

Tracę rozum.. pomyślała..
Tracę rozum ? Nie..
Ja już go straciłam..
Straciłam, gdy nie pragnęłam już
Niczego oprócz snu..
Gdy tylko istniał strach i jeszcze chęć trwania..
Gdy żyła już bardziej wizjami, niż rzeczywistością
Gdy odpoczynek i sen stał się najważniejszy
I czasem szukała już tylko zapachów
Tak dawno minionych..
Przywodzących na myśl, jakieś chwile
Minionego szczęścia
Zapomniane, jak dawny sen..
Jak zwiędłe dawno kwiaty..
I wspomnienia..



                                                                                                             

2010 /2011 r.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz