środa, 7 listopada 2018
Deszcz
Oparła głowę o twardy blat stołu..
Za oknem padał deszcz..
I białe płatki opadały z wolna..
Na elfy.. Na ogród zaczarowany
Na łzy..
poniedziałek, 19 marca 2018
My zrodzeni
na samotność
Przez oceany
i morza łez
Przez
wszystkie lęki i krew oddaną
Tułacze bez
domu
Tęskniący
wiecznie za blaskiem miłości
Najbardziej
zagubieni
I
najbardziej sami
Uciekamy od
tego co mamy
W mrok
Na
nieprzebyte ścieżki strasznego smutku
Który nas
pochłania i unicestwia
Jak
tragiczne morze
Toniemy
potem w tym błękicie
Nie znając
przystani
I ginie
nawet ślad łez naszych
Wśród
złocistej piany
2014
Maj 2014
Mamo moja, Ty wiesz..
Jam krew Twoja i serce
Ja i Ty
I ból mój , tęsknota..
Jam córka Twoja
Marna ważka złota
Unosząca się nad morzem marzeń..
Mamo.. Ja płaczę.. Boli..
I łzy Twoje, i kształt ten
Szara gruda soli
zamknięta
W kalejdoskopie
zdarzeń
Bezradna jak Twe ręce
Które malowały Świat i ciemność
Wszechświata
Wiesz.. Upłynęły lata całe,
A ja nadal naga stoję
Przed człowiekiem i Bogiem
I taka mała Mamo jestem
I wielka.. Jak cień Twój
Jak milczenie..
I
Nie ustami
już jednak, lecz duszą.
Chaty w dole
i spłakane pola, towarzyszyły jej co dnia.
Jeszcze raz
spojrzała na tapczan. Dziecko spało..
Utuliła
poduszkami.. Ucałowała..
Teraz już
mogła.. - Poszła na górę..
Ostatni raz
przytuli się jeszcze do jego ramion..
Ale odsunął ją..
Zaczęła więc schodzić.
Schody
uginały się jej pod stopami.
Wirowały w
jakimś dzikim tańcu.
Odpłynęła..
Nie pamiętała już nic.
Potem..
Dziwne.. Znalazła się w górze.
Otaczały ją
dalekie gwiazdy.
Spokój..
Taki wielki spokój..
Wszystko
było obojętne i było jak trzeba.. Ciemność..
Dlaczego nie martwiła się już o dzieci, i
gdzie zginął ból ? Nie wiedziała..
Zawieszona u
nieba, jak choinkowa bańka. Ona..
Jeszcze
jedna gwiazda, na wielkim nieboskłonie.
Czy umarła
już ? – Nie.. Jasność. Białe i zielone
fartuchy..
Goździki w
ręce już obcej, kiedyś kochanego człowieka.
Dziś już nie
jej mężczyzny..
Nie.. Nie
chcę.. Dajcie mi spać.
Tam w górze
było dobrze.. Cicho..
Ciemność.. Tylko gwiazdy..
Chcę
odpocząć.. Chcę nie być.. Spać snem wiecznym..
Nie budźcie
mnie proszę.. Boję się.. Muszę odpocząć..
Tam w górze świeciło słońce..
II
Od czasu,
jak ją bił
Jedynym
bezpiecznym miejscem
Było łóżko..
Chowała się
pod kołdrę,czasem z głową..
Było jej
ciepło i dobrze.
Wierzyła, że
tam, nic złego, nigdy ją nie spotka..
W końcu
nawet wtedy, udawało jej się tam uciec
Uciec w
sen..
Nawet gdy go
udawała..
Wtedy ją nie
budził, zostawiał w spokoju..
A teraz, im
bliżej przeprowadzki, tym bardziej to
wracało.
Wciąż
pamiętała, ile ja kosztowało to
By z tamtąd
uciec..
Przecież musiała przejść aż przez własną śmierć
By w końcu
się wyzwolić..
Wciąż
pamiętała, chwiejące się kwiaty
I
cierpienie, gdy patrzyła na nie
Gdy umierało
jej serce
Gdy sama
była już, tylko jednym bólem i jedną łzą..
Gdy nie
istniała, istniejąc..
Drewniana
ławka i bukiet suszonych kwiatów pod
sufitem
Różowych i
lśniących pięknem łąki..
Ciepło jej
kuchni poruszało ten bukiet
Gdy
wpatrywała się w niego..
I tylko
tyle..
Istniał
świat, dom, dzieci..
I tylko jej
już nie było, choć niby istniała..
Niby
działała normalnie.. Niby żyła..
III
Tracę
rozum.. pomyślała..
Tracę rozum
? Nie..
Ja już go
straciłam..
Straciłam,
gdy nie pragnęłam już
Niczego
oprócz snu..
Gdy tylko
istniał strach i jeszcze chęć trwania..
Gdy żyła już
bardziej wizjami, niż rzeczywistością
Gdy
odpoczynek i sen stał się najważniejszy
I czasem
szukała już tylko zapachów
Tak dawno
minionych..
Przywodzących
na myśl, jakieś chwile
Minionego
szczęścia
Zapomniane,
jak dawny sen..
Jak zwiędłe
dawno kwiaty..
I
wspomnienia..
2010 /2011 r.
piątek, 16 marca 2018
Dla Ciebie 6.12.11 r.
Za każde serdeczne słowo
Za każdy gest
Dziękuję Ci Człowieku, że
jesteś
Dziękuję.. żeś jest..
Nic od Ciebie nie chcę
Nic nie zapominam
Przeszły lata, pory roku..
Znowu idzie zima
A Ty jesteś i trwasz tutaj
Jak kamień przy drodze
Chodź, ogrzeję ci choć dłonie
Puki jeszcze chodzę..
Potem pozwól, że się wesprę
Troszeczkę na Tobie,
Łzę obetrę, lub zaśpiewam
Strudzony wędrowiec
I tak razem trwać będziemy
jak splecione drzewa
Aż nas kiedyś noc zagarnie
Aż nam ptak zaśpiewa
I pójdziemy potem w ciszy
Na złociste pola
By odrodzić się na nowo
Jeśli taka wola
I choć ciało umrzeć może
Miłość nie zagaśnie
Mrok rozjaśni światło Boże
Będzie w świetle raźniej..
Bo to ze światła.. rodzi się
życie.. Życie i uśmiech..
a Miłość jest światłem
wiecznym..
2009
Wśród łąk..
wśród stacji i pociągów.. wśród starych podwórek i kamienic.. tam gdzie wciąż
padał deszcz, ale czasem pojawiała się tęcza, kocie pieluchy rozwiesiła kocia
mama.. a strych opanował koci drobiazg..
Był sobie
strych.. taki zwyczajny stary strych.. kupa rupieci.. Nagle na tym strychu
pojawiło się życie.. coś dziwnie ruszało się w sianie.. Coś chyłkiem
przebiegło.. Co to ?
I zobaczyłam
bezradne łapki i pysiołki i troskliwą, choć kocią matkę i siedziałam tam bez
ruchu, by patrzeć i podziwiać to maleńkie życie.. i miłość.
A życie było
wszędzie.. i była wiosna.. maj.. najpiękniejsza pora roku.
POGODA DEPRESYJNA 10.12.14r.
Ide sobie drogą
Poszukuję ciszy
W lesie zamyślonym
Nikt mnie nie usłyszy
Tu nie ma człowieka
Nie ma też marzenia
Cienie zasuszone
Nie oddają cienia..
Gdzie ptak nie śpiewa
Gdzie nic nie słysze
Idę otulona
W jakąś martwą ciszę..
Nie znalazłam drogi
Nie widzę marzenia
W mgławej ciszy śmierci
Ludzkiego milczenia..
Ide sobie drogą
Poszukuję ciszy
W lesie zamyślonym
Nikt mnie nie usłyszy
Tu nie ma człowieka
Nie ma też marzenia
Cienie zasuszone
Nie oddają cienia..
Gdzie ptak nie śpiewa
Gdzie nic nie słysze
Idę otulona
W jakąś martwą ciszę..
Nie znalazłam drogi
Nie widzę marzenia
W mgławej ciszy śmierci
Ludzkiego milczenia..
17 XII 14r.
Zapominamy,
zapominamy..
Jesteśmy coraz
dalej
Już nie te ręce,
włosy..
Już nie ten czas
Niczego nie da się
powtórzyć
Tamte dni minęły
Tak daleko mamy do
siebie
Na druga ulicę
Pocałunki niby te
same
Dłonie splecione
Już nie nasze, obce
Już nas nie ma
Dlaczego
Zgubiliśmy tamten
czas
W strugach deszczu
Kamiennymi łzami
Płacze dziś nawet
wiatr..
Znów jestem sama
Zagubiona we mgle
Mimo miłości i
róż..
Ale dziękuję Ci
Za każdy dzień co
przeminął
Za każdy uśmiech
Kochanie..
Moje myślenice nocne.. 2016
Tak sobie myślę, ja Krakowianka....
Świadomość budzi świadomość. Dlatego coraz częściej z wiekiem
zastanawiamy się, czy jesteśmy coraz
głupsi czy coraz mądrzejsi..
Im więcej wiemy, tym częściej
zdajemy sobie sprawę, ile rzeczy jeszcze
nie wiemy, lub nie mieliśmy czasu
się nad nimi zastanowić..
Np. wieś.. Żyliśmy odizolowani we
własnych mieszkaniach i uważaliśmy
to za normalne. Może ludzie tak
bardzo w mieście boją się plotek lub
obmowy, że tak się izolują.. Ale
plotki i tak są, choć nie chcemy ich
słyszeć.. Moglibyśmy czasem nawet
umrzeć sami i
samotni w swoim mieszkanku, a inni
by dopiero zauważyli, jak byśmy
zaczęli śmierdzieć.. Tu widzę, że
ludzie sobie nawzajem pomagają. Ty
komuś, ktoś Tobie. Interesują się
innymi, co oczywiście ma dobre i
złe strony.. Czyli my w mieście,
albo byliśmy głupsi, albo za bardzo
się baliśmy.. Staliśmy się
egoistami.. Oczekujemy, żeby ktoś nam
coś dał, ale sami nie dajemy innym..
Widzę jak ktoś wszystkim się
dzieli, jak wiele robi dla innych
ludzi, a oni dla niego.. Pewno, że nie
wszyscy..
Jak mu pomaga z wdzięczności inny człowiek. Ale i jemu się chce robić
dla innych, soki, nalewki, grzyby.. Itd..
Tak jest nauczony od dziecka..
Widzę, że nasza kultura jest
kompletnie inna.. Nie mówię o
wulgarności, bo jej dziś nie brak, ani w
mieście, ani na wsi.. Nasze kultury
różnią się tak, jakby były z
końców Świata. Nie dziwię się, że
ludzie na wsi boją się
mieszczuchów, a ludzie z miasta
mówią na nich wsioki, bo też ich się
obawiają.. My boimy się nieznanego..
zawsze.. My.. ludzie.. nie tylko z miasta..
A my.. My z miasta..
nawet nie wiemy, jak zbliżyć się do innych ludzi.. Nie umiemy
nawiązywać ludzkich relacji.. Nie mamy
czasu, tak pochłonięci własnym
życiem i często kłopotami.. Nauczono
nas, obawiać się ludzi.. Nie
zauważamy, że uśmiech jest dla
innych jak dar, i nie uśmiechamy się
do innych.. Teraz wiem, już mam
świadomość, że oni często wiedzą
dużo więcej od nas, o wielu
przydatnych rzeczach.. Co z tego, że my
mamy inną wiedzę.. Musiałam tu żyć,
żeby zrozumieć.. A przecież
wszyscy jesteśmy ludźmi.. Wszyscy
mamy uczucia i emocje.. Dobre i złe..
Dlaczego podsyca się tą wzajemną
złość na siebie i ten lęk, który
tak poróżnił ludzi ?
Teraz boimy się uchodźców, bo nie
znamy ani ich kultury, ani religii..
To też jest podsycane przez strach..
Podkreślane są wciąż różnice,
a nie mówi się o podobieństwach
uczuć.. O ich bezradności, rozpaczy,
desperacji i lęku.. O walce o lepsze
życie.. Przecież to ludzkie..
Mówimy, dlaczego oni do nas się
pchają, dlaczego wśród nich jest tyle
młodych mężczyzn.. A czy u nas w
pierwszej kolejności wysyła się
kobiety i dzieci, gdy się chce
przeprowadzić do innego kraju ?
Wciąż podkreśla się różnice i
podsyca nienawiść, między kobietami
i mężczyznami, wsią i miastem, Nami
Polakami i innymi narodami z obcą
nam kulturą.. Zupełnie jak mityczna
wieża Babel.. To jest XXI wiek a
wciąż średniowiecze.. Czy ludzki
rozum tak wolno ewoluuje ?
Szczęście człowieka nie jest w
Świecie zewnętrznym, ale w nim samym
i trzeba go odnaleźć w sobie, w
swoim umyśle, czy duszy.. Trzeba
wierzyć w siebie ( nie mylić z
zarozumiałością ) Trzeba widzieć
dobro we własnym Świecie i życiu, a
nie podkreślać tylko
nieszczęście i zło lub biedę.. A my
wciąż ( my ludzie..) użalamy
się nad sobą, zamiast prężnie i
solidnie działać, żeby było
dobrze.. Życzymy komuś szczęścia,
ale ludzie go szukają gdzieś
tam.. Myśląc, że ono spadnie z
nieba.. Że ktoś nam je da.. Tak jak
pieniądze.. To inni nam powinni
pomagać.. Ok. Powinni, ale nie robić
za nas.. Nie wyręczać nas wciąż jak
dzieci.. To my mamy się starać
jak tylko możemy.. A nie być
biernymi.. " Pan Bóg pomaga tym, co sami
sobie pomagają " Dano nam
rozum, inteligencję, duszę ( świadomość
), serce.. Użytkujmy te dary.. A
czasem też myślmy co inni czują, by
ich zrozumieć lepiej.. Ale ile razy
zarzucamy innym, że są bez serca
lub rozumu.. Nie myślimy o tym, jak
ktoś inny rozumuje, co czuje (
więc sami go nie rozumiemy ) Nie
umiemy "się postawić" na jego
miejscu..
Początek
Subskrybuj:
Posty (Atom)