poniedziałek, 19 marca 2018


 
My zrodzeni na samotność
Przez oceany i morza łez
Przez wszystkie lęki i krew oddaną
Tułacze bez domu
Tęskniący wiecznie za blaskiem miłości
Najbardziej zagubieni




I najbardziej sami
Uciekamy od tego co mamy
W mrok
Na nieprzebyte ścieżki strasznego smutku
Który nas pochłania i unicestwia
Jak tragiczne morze
Toniemy potem w tym błękicie
Nie znając przystani
I ginie nawet ślad łez naszych
Wśród złocistej piany
                                                                                          2014


                                                     Maj 2014

Mamo moja, Ty wiesz..
Jam krew Twoja i serce
Ja i Ty
I ból mój , tęsknota..
Jam córka Twoja
Marna ważka złota
Unosząca się nad morzem marzeń..
Mamo.. Ja płaczę.. Boli..
I łzy Twoje, i kształt ten
Szara gruda soli  zamknięta
W kalejdoskopie  zdarzeń
Bezradna jak Twe ręce
Które malowały Świat i ciemność
Wszechświata
Wiesz.. Upłynęły lata całe,
A ja nadal naga stoję
Przed człowiekiem i Bogiem
I taka mała Mamo jestem
I wielka.. Jak cień Twój
Jak milczenie..







                                                                                      I

 Padał deszcz. Po raz któryś mówiła dziś pacierz..
Nie ustami już jednak, lecz duszą.
Chaty w dole i spłakane pola, towarzyszyły jej co dnia.
Jeszcze raz spojrzała na tapczan. Dziecko spało..
Utuliła poduszkami.. Ucałowała..
Teraz już mogła..  - Poszła na górę..
Ostatni raz przytuli się jeszcze do jego ramion..
Ale odsunął ją.. Zaczęła więc schodzić.
Schody uginały się jej pod stopami.
Wirowały w jakimś dzikim tańcu.
Odpłynęła.. Nie pamiętała już nic.
Potem.. Dziwne.. Znalazła się w górze.
Otaczały ją dalekie gwiazdy.
Spokój.. Taki wielki spokój..
Wszystko było obojętne i było jak trzeba.. Ciemność..
 Dlaczego nie martwiła się już o dzieci, i gdzie zginął ból ? Nie wiedziała..
Zawieszona u nieba, jak choinkowa bańka. Ona..
Jeszcze jedna gwiazda, na wielkim nieboskłonie.
Czy umarła już ? –  Nie.. Jasność. Białe i zielone fartuchy..
Goździki w ręce już obcej, kiedyś kochanego człowieka.
Dziś już nie jej mężczyzny..
Nie.. Nie chcę.. Dajcie mi spać.
Tam w górze było dobrze.. Cicho..
Ciemność..  Tylko gwiazdy..
Chcę odpocząć.. Chcę nie być.. Spać snem wiecznym..
Nie budźcie mnie proszę.. Boję się.. Muszę odpocząć..
Tam w górze świeciło słońce..                                                                                 


                                                                        II

Od czasu, jak ją bił
Jedynym bezpiecznym miejscem
Było łóżko..
Chowała się pod kołdrę,czasem z głową..
Było jej ciepło i dobrze.
Wierzyła, że tam, nic złego, nigdy ją nie spotka..
W końcu nawet wtedy, udawało jej się tam uciec
Uciec w sen..
Nawet gdy go udawała..
Wtedy ją nie budził, zostawiał w spokoju..
A teraz, im bliżej przeprowadzki,  tym bardziej to wracało.
Wciąż pamiętała, ile ja kosztowało to
By z tamtąd uciec..
Przecież  musiała przejść aż przez własną śmierć
By w końcu się wyzwolić..
Wciąż pamiętała, chwiejące się kwiaty
I cierpienie, gdy patrzyła na nie
Gdy umierało jej serce
Gdy sama była już, tylko jednym bólem i jedną łzą..
Gdy nie istniała, istniejąc..
Drewniana ławka i bukiet suszonych  kwiatów pod sufitem
Różowych i lśniących pięknem łąki..
Ciepło jej kuchni poruszało ten bukiet
Gdy wpatrywała się w niego..
I tylko tyle..
Istniał świat, dom, dzieci..
I tylko jej już nie było, choć niby istniała..
Niby działała normalnie.. Niby żyła..

                                                                                 III

Tracę rozum.. pomyślała..
Tracę rozum ? Nie..
Ja już go straciłam..
Straciłam, gdy nie pragnęłam już
Niczego oprócz snu..
Gdy tylko istniał strach i jeszcze chęć trwania..
Gdy żyła już bardziej wizjami, niż rzeczywistością
Gdy odpoczynek i sen stał się najważniejszy
I czasem szukała już tylko zapachów
Tak dawno minionych..
Przywodzących na myśl, jakieś chwile
Minionego szczęścia
Zapomniane, jak dawny sen..
Jak zwiędłe dawno kwiaty..
I wspomnienia..



                                                                                                             

2010 /2011 r.







piątek, 16 marca 2018

Dla Ciebie              6.12.11 r. 


Za każde serdeczne słowo
Za każdy gest
Dziękuję Ci Człowieku, że jesteś
Dziękuję.. żeś jest..

Nic od Ciebie nie chcę
Nic nie zapominam
Przeszły lata, pory roku..
Znowu idzie zima

 A Ty jesteś i trwasz tutaj
Jak kamień przy drodze
Chodź, ogrzeję ci choć dłonie
Puki jeszcze chodzę..

Potem pozwól, że się wesprę
Troszeczkę na Tobie,
Łzę obetrę, lub zaśpiewam
Strudzony wędrowiec

I tak razem trwać będziemy
jak splecione drzewa
Aż nas kiedyś noc zagarnie
Aż nam ptak zaśpiewa

I pójdziemy potem w ciszy
Na złociste pola
By odrodzić się na nowo
Jeśli taka wola

I choć ciało umrzeć może
Miłość nie zagaśnie
Mrok rozjaśni światło Boże
Będzie w świetle raźniej..

Bo to ze światła.. rodzi się życie.. Życie i uśmiech..
               a Miłość jest światłem wiecznym..










                                                                                        



Tej zimy czas się rozpłynął
Dni połączyły się w jedna strugę
Sen stał się dniem i nocą
Nie było godzin
Czas przestał istnieć
Nadchodziła wieczność
w chmurach dymu i mgły..
Na wysokiej skale mała figurka
za słoneczną doliną
Cel drogi..  blask
Postać  czy złudzenie
Miraż..
I wieczna tęsknota..










2009

Wśród łąk.. wśród stacji i pociągów.. wśród starych podwórek i kamienic.. tam gdzie wciąż padał deszcz, ale czasem pojawiała się tęcza, kocie pieluchy rozwiesiła kocia mama.. a strych opanował koci drobiazg..





Był sobie strych.. taki zwyczajny stary strych.. kupa rupieci.. Nagle na tym strychu pojawiło się życie.. coś dziwnie ruszało się w sianie.. Coś chyłkiem przebiegło.. Co to ?
I zobaczyłam bezradne łapki i pysiołki i troskliwą, choć kocią matkę i siedziałam tam bez ruchu, by patrzeć i podziwiać to maleńkie życie.. i miłość.

A życie było wszędzie.. i była wiosna.. maj.. najpiękniejsza pora roku.










 POGODA DEPRESYJNA 10.12.14r.

   Ide sobie drogą
   Poszukuję ciszy
   W lesie zamyślonym
   Nikt mnie nie usłyszy
   Tu nie ma człowieka
   Nie ma też marzenia
   Cienie zasuszone
   Nie oddają cienia..
   Gdzie ptak nie śpiewa
   Gdzie nic nie słysze
   Idę otulona
   W jakąś martwą ciszę..
   Nie znalazłam drogi
   Nie widzę marzenia
   W mgławej ciszy śmierci
   Ludzkiego milczenia..






17 XII 14r.
  
   Zapominamy, zapominamy..
   Jesteśmy coraz dalej
   Już nie te ręce, włosy..
   Już nie ten czas

   Niczego nie da się powtórzyć
   Tamte dni minęły
   Tak daleko mamy do siebie
   Na druga ulicę

   Pocałunki niby te same
   Dłonie splecione
   Już nie nasze, obce
   Już nas nie ma
  
   Dlaczego
   Zgubiliśmy tamten czas
   W strugach deszczu
  
   Kamiennymi łzami
   Płacze dziś nawet wiatr..

   Znów jestem  sama
   Zagubiona we mgle
   Mimo miłości i róż..

   Ale dziękuję Ci
   Za każdy dzień co przeminął
   Za każdy uśmiech
   Kochanie..






  










Moje myślenice nocne.. 2016
 Tak sobie myślę, ja Krakowianka.... 

 Świadomość budzi świadomość.  Dlatego coraz częściej z wiekiem
 zastanawiamy się, czy jesteśmy coraz głupsi czy coraz mądrzejsi..
 Im więcej wiemy, tym częściej zdajemy sobie sprawę, ile rzeczy jeszcze
 nie wiemy, lub nie mieliśmy czasu się nad nimi zastanowić..

 Np. wieś.. Żyliśmy odizolowani we własnych mieszkaniach i uważaliśmy
 to za normalne. Może ludzie tak bardzo w mieście boją się plotek lub
 obmowy, że tak się izolują.. Ale plotki i tak są, choć nie chcemy ich
 słyszeć.. Moglibyśmy czasem nawet umrzeć sami i
 samotni w swoim mieszkanku, a inni by dopiero zauważyli, jak byśmy
 zaczęli śmierdzieć.. Tu widzę, że ludzie sobie nawzajem pomagają. Ty
 komuś, ktoś Tobie. Interesują się innymi, co oczywiście ma dobre i
 złe strony.. Czyli my w mieście, albo byliśmy głupsi, albo za bardzo
 się baliśmy.. Staliśmy się egoistami.. Oczekujemy, żeby ktoś nam
 coś dał, ale sami nie dajemy innym.. Widzę jak ktoś wszystkim się
 dzieli, jak wiele robi dla innych ludzi, a oni dla niego.. Pewno, że nie
 wszyscy..
Jak mu pomaga z wdzięczności inny człowiek. Ale i jemu się chce robić
 dla innych,  soki, nalewki, grzyby.. Itd..
 Tak jest nauczony od dziecka.. Widzę, że nasza kultura jest
 kompletnie inna.. Nie mówię o wulgarności, bo jej dziś nie brak, ani w
 mieście, ani na wsi.. Nasze kultury różnią się tak, jakby były z
 końców Świata. Nie dziwię się, że ludzie na wsi boją się
 mieszczuchów, a ludzie z miasta mówią na nich wsioki, bo też ich się
 obawiają.. My boimy się nieznanego.. zawsze.. My.. ludzie.. nie tylko z miasta..
A my.. My z miasta..
nawet nie wiemy, jak zbliżyć się do innych ludzi.. Nie umiemy
 nawiązywać ludzkich relacji.. Nie mamy czasu, tak pochłonięci własnym
 życiem i często kłopotami.. Nauczono nas, obawiać się ludzi.. Nie
 zauważamy, że uśmiech jest dla innych jak dar, i nie uśmiechamy się
 do innych.. Teraz wiem, już mam świadomość, że oni często wiedzą
 dużo więcej od nas, o wielu przydatnych rzeczach.. Co z tego, że my
 mamy inną wiedzę.. Musiałam tu żyć, żeby zrozumieć.. A przecież
 wszyscy jesteśmy ludźmi.. Wszyscy mamy uczucia i emocje.. Dobre i złe..
 Dlaczego podsyca się tą wzajemną złość na siebie i ten lęk, który
 tak poróżnił ludzi ?
 Teraz boimy się uchodźców, bo nie znamy ani ich kultury, ani religii..
 To też jest podsycane przez strach.. Podkreślane są wciąż różnice,
 a nie mówi się o podobieństwach uczuć.. O ich bezradności, rozpaczy,
 desperacji i lęku.. O walce o lepsze życie.. Przecież to ludzkie..
 Mówimy, dlaczego oni do nas się pchają, dlaczego wśród nich jest tyle
 młodych mężczyzn.. A czy u nas w pierwszej kolejności wysyła się
 kobiety i dzieci, gdy się chce przeprowadzić do innego kraju ?

 Wciąż podkreśla się różnice i podsyca nienawiść, między kobietami
 i mężczyznami, wsią i miastem, Nami Polakami i innymi narodami z obcą
 nam kulturą.. Zupełnie jak mityczna wieża Babel.. To jest XXI wiek a
 wciąż średniowiecze.. Czy ludzki rozum tak wolno ewoluuje ?

  Szczęście człowieka nie jest w Świecie zewnętrznym, ale w nim samym
  i trzeba go odnaleźć w sobie, w swoim umyśle, czy duszy.. Trzeba
  wierzyć w siebie ( nie mylić z zarozumiałością ) Trzeba widzieć
  dobro we własnym Świecie i życiu, a nie podkreślać tylko
  nieszczęście i zło lub biedę.. A my wciąż ( my ludzie..) użalamy
  się nad sobą, zamiast prężnie i solidnie działać, żeby było
  dobrze.. Życzymy komuś szczęścia, ale ludzie go szukają gdzieś
  tam.. Myśląc, że ono spadnie z nieba.. Że ktoś nam je da.. Tak jak
  pieniądze.. To inni nam powinni pomagać.. Ok. Powinni, ale nie robić
  za nas.. Nie wyręczać nas wciąż jak dzieci.. To my mamy się starać
  jak tylko możemy.. A nie być biernymi.. " Pan Bóg pomaga tym, co sami
  sobie pomagają " Dano nam rozum, inteligencję, duszę ( świadomość
  ), serce.. Użytkujmy te dary.. A czasem też myślmy co inni czują, by
  ich zrozumieć lepiej.. Ale ile razy zarzucamy innym, że są bez serca
  lub rozumu.. Nie myślimy o tym, jak ktoś inny rozumuje, co czuje (
  więc sami go nie rozumiemy ) Nie umiemy "się postawić" na jego
  miejscu..






Początek